Zanim pojechałam na Lanzarote słyszałam opinie, że do tej wyspy nie można nie mieć emocjonalnego stosunku. Albo się ją pokocha od pierwszej chwili, albo jest się rozczarowanym. Chyba miałam szczęście, że przed podróżą nie oglądałam zbyt wielu zdjęć z wyspy. Pewnie gdyby tak się stało, pomyślałabym jak większość osób: Co może być ładnego w wulkanicznej, pokrytej czarną lawą wyspie? No właśnie…. Gdybym dziś miała szybko odpowiedzieć, powiedziałabym, wszystko. To właśnie surowość tej czarnej lawy i całkowite podporządkowanie naturze, spowodowało, że Lanzarote wzbudziła tyle moich emocji.

Miałam też okazję spotkać ludzi zakochanych w wyspie, którzy po spędzonych na Lanzarote wakacjach podjęli decyzję, że będzie ona ich domem, ich miejscem na ziemi. Ludzi, dla których miłość do tej wyspy, opowiadanie o Lanzarote, o jej mieszkańcach, panujących na wyspie zwyczajach, a także przekazywanie informacji o tym gdzie pojechać, co można na wyspie zobaczyć, stało się prawdziwą pasją.


Opowieść o Lanzarote trzeba zacząć od Cesara Manrique, hiszpańskiego malarza, rzeźbiarza, architekta i ekologa urodzonego na wyspie, którego ducha czuje się do dziś mimo, że zginął w wypadku samochodowym w 1992 roku. Jego działalność, walka o zachowanie tradycyjnego budownictwa i wyglądu wyspy, przetrwały. Na każdym kroku spotykamy rzeźby, budowle i cudownie wykorzystaną przestrzeń przez Manrique.

Jego wyobraźnia, pomysłowość była nieprawdopodobna. Podczas zwiedzania domu artysty Taro de Tahiche, który powstał we wnętrzu pęcherza zastygłej lawy, a dzisiaj jest siedzibą fundacji jego imienia, zaskoczona i zachwycona byłam niemal wszystkim, ogrodem, każdym pomieszczeniem, wszystko wtapia się w klimat i atmosferę wyspy.




Niezapomniany dla mnie jest fantastyczny ogród botaniczny Jardin de Cactus, w którym zgromadzonych zostało wiele gatunków roślin. A sposób wykorzystania przez Manrique naturalnej niecki możecie ocenić sami.


I to oczywiście jest tylko jeden z wielu przykładów wykorzystania naturalnego piękna wysypy. A jest ich wiele. Spójrzcie na przepiękne jaskinie Jameos del Aqua i Cueva de los Verdes z ciągnącym się 2 km labiryntem, unikatowymi endemicznymi roślinami i krabami albinosami, żyjącymi wyłącznie tutaj oraz przepiękną salą koncertową.



Wróciłam z wakacji do domu i do dziś pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej urokliwej wyspy. Moimi ulubionymi słowami, których nauczyłam się na Lanzarote i które fantastycznie opisują towarzyszące mi emocja to PRZESTRZEŃ i PRZYJEMNOŚĆ.


Nie należę do osób, które maja potrzebę dokumentowania wszystkich miejsc, które odwiedzili. Zapamiętuję bardziej emocje niż obrazy. Jednak tym razem, podróżując po wyspie, nie mogłam opanować potrzeby robienia zdjęć. Tyle miejsc zaskakujących swą urodą i z pomysłowością podkreślających naturalne piękno, w tak krótkim czasie, nie widziałam nigdy. Efektem jest ponad 200 zdjęć, do których z przyjemnością wracam, szczególnie w zimowe wieczory.

A ktoś, kto nie odkryje Lanzarote tak jak ja, nie poczuje jej ducha, nie zrozumie, jak taka czarna wyspa, której większość powierzchni pokryta jest lawą i wspomnienie o niej, może poprawić nastrój i być jak promyk słońca w ciemne jesienne lub zimowe dni.
Mam wielkie marzenie, żeby wrócić tam w ciągu najbliższych miesięcy…. A marzenia są po to, żeby dawały nam siłę i żeby się spełniały. 🙂
Ania
Trafiłam do Pozytywni zupełnie przypadkowo i niezmiernie się cieszę! Wysoki poziom, interesujące mnie tematy i świetne Autorki – wszystko to spowodowało, że będę do Was zaglądać. Gorąco pozdrawiam.
Ewa miło, że wpadłas Zapraszamy częściej. Pozdrawiamy!