Misa bez formy czyli o naczyniu z żywicy

W czasie pandemii ludzie się nudzą, więc imają się aktywności, do których kondycja fizyczna nie jest wymagana, a ich rezultat daje podobną satysfakcję, co wyrzut adrenaliny po morsowaniu.

Pewnego dnia wygenerowałem w sobie potrzebę posiadania jakiegoś pojemnika, który mógłbym postawić na szafce w przedpokoju, by wrzucać do niego monity z elektrowni, drobne pieniądze, jakieś klucze, spinacze i setki innych przedmiotów, które kiedyś będą może potrzebne. Oczywiście, mógłbym użyć do tego pudełka po butach, ale dizajn takiego rozwiązania bliższy jest prepersom mieszkającym w starym bojlerze zakopanym metr pod ziemią. Mnie zamarzyła się ni to waza, ni to misa, która ucieszy oko, a i będzie użyteczna.

Do stworzenia misy wykorzystałem żywicę epoksydową. No, dobrze – ktoś powie, ale żeby zrobić coś z żywicy, to trzeba mieć formę, w której to odlejemy. Otóż – nic właśnie! Pokażę, jak można to zrobić bez formy. Wykorzystamy pewną ciekawą właściwość żywicy – chodzi o czas utwardzania. Będziemy musieli tylko wychwycić moment w którym już nie jest ciekła, a jeszcze nie stwardniała. Ot, i cała filozofia!

Oprócz żywicy potrzebujemy kawałka gładkiej folii, zegarka i przedmiotu na którym ukształtujemy nasz wyrób. Folia może być stretchowa, może być kawałek worka na śmieci. Jeden warunek – po rozprostowaniu musi być gładka.

Przycięta folię rozprostowujemy i mocujemy. Ja użyłem pasków srebrnej taśmy montażowej. Gdy folia jest już gładka, nanosimy na nią żywicę.

Jaką żywicę?

Najlepiej taką do odlewów, transparentną, nieśmierdzącą.

Tu użyłem żywicy epidian 652 z modelarnia24.pl. Jest ona delikatnie żółtawa (żółty odcień jest tak nieznaczny, że gdybyście o tym nie wiedzieli, to byście nie zauważyli), ale jest krystalicznie przejrzysta, łatwo się odgazowuje no i nie śmierdzi okrutnie, co w warunkach nieposiadania osobnego pomieszczenia warsztatowego jest istotne.

Innym wyborem może być żywica Clear Epodex z epodex.com. Nie jest to kryptoreklama. Po prostu namierzyłem nowy sklep z niedrogimi żywicami i się z Wami dzielę tą informacją.  

Jak pracuję z żywicami epoksydowymi?

Pierwsza rzecz – rękawiczki lateksowe. Koniecznie. Żywica lubi się kleić do rąk i ciężko ją zmyć detergentem. Trzeba użyć acetonu lub rozpuszczalnika epoksydowego, co jest mało miłe dla skóry. Odzież nosić taką, żeby nam nie było przykro, gdy skapnie na nią żywica. Chyba, że lubimy cekiny permanentne w losowych miejscach.

Druga rzecz – wentylacja. Wiem, żywice krystaliczne do modelowania raczej nie śmierdzą, może nawet ktoś uzna że pachną, ale te opary nie są obojętne dla zdrowia. Dlatego przynajmniej uchylone okno i jakaś maska na twarz. Najlepiej – z pochłaniaczem. Po skończonej pracy pomieszczenie koniecznie wywietrzyć.

Trzecia rzecz – otoczenie. Jeśli wylejemy żywicę na coś i pozwolimy jej się zestalić – no to mamy problem. Najgorzej jest z drewnem. Żywicę musiałem usuwać dłutkiem i szlifować stół warsztatowy, żeby przywrócić mu świetność. Nieco lepiej jest ze szkłem – powinna dać się podważyć dowolnym, cienkim ostrzem i odejść płatami, aczkolwiek istnieje ryzyko porysowania szkła. Metal – słabo. Można podgrzać i próbować zetrzeć, ale nie przegrzewać  żywicy, bo wtedy puchnie, pieni się i wydziela obfite śmierdzące gazy, przypominające w zapachu amoniak i palone włosy. Silikon – odchodzi bez problemu. Paradoksalnie zestalona żywica dość łatwo odchodzi od tworzyw sztucznych. Na pewno od polietylenu, polistyrenu, polipropylenu i polimetakrylanu. Jak z innymi – nie testowałem. Reasumując – zabezpieczmy miejsce pracy folią czy innym nieprzemakalnym medium,  żeby uniknąć niepotrzebnego złorzeczenia w tych ciężkich czasach.

Czwarta rzecz – pozbywanie się pęcherzyków powietrza. Najlepiej – pompą próżniową. Ale są inne metody – po dokładnym wymieszaniu składników żywicy pozostawiamy ją na 10-15 minut w spokoju. Pęcherzyki powietrza powinny się elegancko zebrać na powierzchni cieczy. Możemy ten proces przyspieszyć, wstawiając pojemnik z wymieszaną żywicą do większego pojemnika z gorącą wodą (może być wrzątek od razu z czajnika) na kilka minut.

Piąta rzecz – ilość. To jest bardzo indywidualna sprawa, zależnie od posiadanej żywicy, dlatego trzeba dokładnie czytać specyfikację produktu – jakiej grubości wylewki można robić i ile jednorazowo żywicy można przygotować w jednym pojemniku, co raczej sprawdzamy empirycznie. Pewnego razu przygotowałem od razu 200 gramów żywicy. Odstawiłem pojemnik na chwilę, przekonany, że nic się nie stanie, tak jak robiłem to z mniejszymi ilościami. Po kilku minutach pojemnik zaczął żyć swoim życiem – zawartość bardzo się rozgrzała (sieciowanie żywicy jest często procesem egzotermicznym, czego przy małych ilościach nie zauważymy) i momentalnie zestaliła, formując przezroczystego, 200-gramowego gluta na mieszadle. Był nawet ładny, ale nieprzydatny. Od tej pory staram się nie przekraczać przygotowywania jednorazowo 50-100 gramów żywicy, o ile specyfikacja producenta nie mówi inaczej. A jeśli jest to duża ilość, to staram się od razu ją wykorzystać, nie pozwalając, aby żywica pozostawała w małej objętości sama ze sobą.

Wracając do misy – ponieważ wymyśliłem sobie mało wyszukany wzorek czerwonej rozgwiazdy, zaprawiłem nieco żywicy barwnikiem do żywic i rozprowadziłem po folii.

Odczekałem kilka minut i wylałem powoli resztę żywicy (przezroczystej) na rozgwiazdę, starając się uformować koło.

Po kilku minutach pozbyłem się pęcherzyków powietrza poprzez przejechanie płomieniem palnika gazowego po powierzchni żywicy.

Procedure tę warto powtórzyć po 2 i 4 godzinach od wylania żywicy.

I teraz następuje krytyczny moment – musimy przyłapać żywicę w chwili, gdy da się ją odkleić od formy w postaci elastycznego naleśnika.

W przypadku mojej żywicy trwało to około 12 godzin. Sugeruję sprawdzanie konsystencji żywicy co 2-3 godziny. Jeśli się boimy, że podczas kontroli uszkodzimy naszą boską kałużę, to możemy sporządzić gdzieś obok dodatkowego kleksa z resztek żywicy i badać jego konsystencję.

Po rzeczonych 12 godzinach (dygresja – sugeruję rozpocząć zabawę wczesnym rankiem albo późnym wieczorem) żywica elegancko odkleja się od folii i jest mile elastyczna, a jednocześnie na tyle twarda, że nie ma ryzyka rozerwania się naleśnika.

Czas na formowanie.

Jako wzorca użyłem masowego wyrobu z IKEA, na którym mniej lub bardziej fantazyjnie udrapowałem taflę żywicy.

Odczekałem dwa dni, odkleiłem żywicę od IKEA… e voilà! Oto efekt:

Nie jest może wybitnie piękna, ale na moje potrzeby wystarczająco urocza.

Do pełnego utwardzenia wymaga tygodnia, ale już nie ma ryzyka, że się odkształci. Ewentualne ostre krawędzie można zeszlifować papierem ściernym.

Moi Drodzy Upiększacze Reczywistości!

To oczywiście był tylko przykład, aby zademonstrować know‑how. I jak zwykle – sky is the limit. Możecie dodać do żywicy brokat, pigmenty świecące w ciemności, pigmenty metaliczne… Możecie ponacinać uformowaną taflę, by potem powyginać ponacinane paski w rozmaite uszka, wstęgi czy nawet je posplatać ze sobą. Możecie te warstwy żywicy robić grubsze lub cieńsze. Możecie podłożyć pod folię jakieś kordonki, czy drobne ziarenka, żeby uzyskać fantazyjną fakturę. Możecie żywicę celowo napowietrzyć, żeby pęcherzyki stanowiły element ozdobny. Można nawet pociąć zestaloną ale jeszcze nie stwardniałą taflę na paski i zrobić z nich bransoletki (sprawdzałem – da się, końce pasków bez problemu same ze sobą się sklejają). Pamiętajcie tylko, że w pełni utwardzona żywica jest bardzo twarda, ale mało elastyczna, więc podatna na urazy mechaniczne. No i raczej nie jest przeznaczona do kontaktu z żywnością, więc o paterach na owoce raczej zapomnijcie.

Miłej zabawy.

Adamus

Dodaj komentarz