W moim ulubionym sklepiku ze starymi gratami, który został niestety zlikwidowany, zobaczyłam szafkę. Piękną smukłą z szufladkami, którą musiałam kupić. Po prostu mnie zauroczyła. Od razu wyobraziłam sobie ją po renowacji.

Niestety po przywiezieniu szafki na działkę i dokładnych oględzinach okazało się, że stan szafki był dramatyczny. Po pierwsze paskudne lakierowe powłoki, naniesione w sposób przypadkowy, z zaciekami na najbardziej zniszczonych użytkowaniem fragmentach, których zupełnie nie dało się szlifować. Po drugie drzwiczki od dołu obgryzione były przez drewnojady.


Byłam lekko przerażona. Zaczęłam od zalania szafki terpentyną, owinięcia jej dokładnie folią i odstawienie na 3 tygodnie w celu pozbycia się ewentualnych pozostałości szkodników. Po upewnieniu się, że wszystkie drewnojady zostały wytrute, zaczęłam heroiczną próbę usuwania różnych typów starych lakierów.

Próba skończyła się zakupem żeli, pozwalający na chemiczne usunięcie niechcianych powłok.
Kolejnym etapem było długie szlifowanie, którego nie było końca. Odsłonięte po szlifowaniu dziury i korytarze wymagały wielokrotnego szpachlowania i szlifowania.


Wszystkie przeprowadzone przeze mnie działania pozwoliły mi na zdobycie wielu doświadczeń. Za które jestem wdzięczna. 🙂 Nie mniej, uzyskane efekty ciągle były marne. Szafka wyglądała brzydko. Nie pomogło wielokrotne szlifowania, szpachlowanie i na koniec bejcowanie.

Już prawie gotowa byłam użyć mojej ulubionej farby kredowej i zamalować wszystkie niedoskonałości, aż tu nagle koleżanka podsunęła mi pomysł z użyciem szlagmetalu, na najbardziej zniszczone fragmenty szafki. I wtedy dopiero się zaczęło.
Zabawa z nakładaniem cieniuteńkich fragmentów płatków złota, tworzeniem wzoru, a właściwie próba ucieczki przed konkretnym wzorem i prostymi liniami nakładanych płatów.

Nie jestem w stanie opisać Wam jak wiele wymagało to cierpliwości i ile razy próbowałam „rzucić tę robotę”.
Wiele pracy wymagało również złożenie wszystkich elementów w całość, wymiana zawiasów, uzupełnienie prowadnic na szufladki itp.
Poprawki, poprawki i poprawki…..
Efekt jaki uzyskałam… no cóż… sama nie wiem…




Jak już wydawało mi się, że poradziłam sobie z ukryciem wszystkich dziur po kornikach, zobaczyłam filmik, w którym osoba zajmująca się renowacją starych mebli opowiadała, jak pastuje dziury po drewnojadach, żeby były bardziej widoczne. 🙂 Może kiedyś też do tego dorosnę. 🙂
Ania
Końcowy efekt fajny, trochę w klimacie Klimta 😉 Ja osobiście lubię połączenie soczystej szarości ze złotem. Ale pomysł z eksponowaniem dziurek po kornikach znam, widziałam nawet fabrycznie nowe meble ( krzesła, komódki) ze sztucznymi śladami po pasożytach drewna. A tak praktycznie, poza terpentyną, co byś poleciła na wytrucie korników ?
Dziękuję bardzo za dobre słowo. To bardzo miłe. 🙂 Ja używałam terpentyny. Zgodnie z informacja od sprzedawczyni drewnojady były już wytrute. Chciałam się tylko upewnić dlatego i robiłam rozeznania. Pozdrawiam seredecznie.
Cenne – zdobyte doświadczenie.
Tak. Zwłaszcza, że nie było łatwo.Ale warto. 🙂 Pozdrawiam.
Hmm… Wygląda trochę jak Winnie Harlow…
Fajne skojarzenie.:-) Dziękuję. Przemyślę to…Pozdrawiam serdecznie. 🙂
Potrzebuję ten filmik jak wyeksponować dziury po szkodnikach. Jestem w trakcie renowacji 3 drzwiowej szafy. Proszę o pomoc.
Och! Bardzo mi przykro, ale filmik zginął gdzieś w czeluściach internetu.
Pamiętam tylko, że dziury były podkreślone ciemniejszym woskiem, tak, żeby były bardziej widoczne.
Przykro mi, że nie mogę pomóc. 🙁
Pozdrawiam serdecznie.