Zielone uspokaja.
Kiedy jesteś zmęczony, mądrzy ludzie radzą patrzeć na zielone. Zielony to też kolor nadziei.
Nie z nadmiaru wiedzy, a raczej podświadomie przez wiele lat otaczałam się zielonym w domu. Aż zaczęło brakować miejsca dla domowników. Przełom nastąpił dopiero gdy nasza suka, w szczenięcym szale zdemolowała mieszkanie, w tym pożarła większość kwiatów. W ten skuteczny sposób pozbyliśmy się kwiatów z domu.
Prawdziwej pasji trzeba jednak dać ujście, więc w sezonie plenerowym mogę się wyżyć na własnym balkonie. Te 5 m² musi mi wystarczyć za cały wymarzony ogród, moją własną zieloną wyspę.
Podstawowe wyposażenie, czyli skrzynie na sprzęt i na kwiaty, kratka były wykonane przy okazji urządzania mieszkania. Przez te kilkanaście lat, regularnie konserwowane, mają się świetnie.
W tym sezonie balkon wymagał wyjątkowo dużo pracy. Zimą mieliśmy w domu remont i jak się łatwo domyślić, na balkonie wylądowały wszystkie „przydasie”. Pozbyć się trzeba było pudełek, elementów starej zabudowy kuchni, roślin, które zimy nie przeżyły.
Powinnam była zacząć od porządków, ale to byłoby takie banalne, więc zaczęłam od zakupów!
W sobotę zagoniłam rodzinę do ulubionego i sprawdzonego centrum ogrodniczego celem zakupu roślin oraz ziemi. Co roku staram się wymienić jak najwięcej ziemi w pojemnikach. Wszystko to wylądowało na zagraconym balkonie i jak można się domyślać ułatwiało mi dalsze prace 🙂 .
W miarę odgruzowywania przekonałam się, że oprócz świątecznej choinki, znajdę tam więcej trupów. Zimy, choć była z pozoru łagodna, nie przeżyły pnącza, w tym mój ulubiony clematis. Od wielu lat mam zawsze jeden okaz na balkonie. W ferworze oczyszczania postanowiłam pozbyć się także winobluszczu, który od kilku lat porastał kratkę w rogu, zasłaniając nas od sąsiadów. Z każdym kolejnym sezonem było widać, że brakuje mu przestrzeni życiowej. Wykopałam go z największym wysiłkiem, bo zdążył przez kilka lat wrosnąć niemal w drewnianą skrzynię. Znalazł godne miejsce do dalszego życia przy płocie na działce.
Skoro opróżniłam skrzynie, uznałam, że nieprędko będzie lepsza okazja, żeby je odmalować. Jak skrzynie to i kratki i całą resztę drewnianych powierzchni.
Od początku trudności się piętrzyły. Presja czasu była duża, bo zakupione kwiaty czekały już od 3 dni na przesadzenie. Kupiłam impregnat do drewna, ale okazało się, że można nim malować w temperaturze powyżej 10 °C. A w nocy było ich raptem 3. Z malowaniem przeniosłam się więc do kuchni. Efekt mnie zadowolił, a co najważniejsze znowu na kilka lat będzie spokój.
Skrzynia została przeze mnie wyłożona wewnątrz styropianem oraz folią. Na dno poszła warstwa keramzytu jako drenaż, na to agrowłóknina i dopiero ziemia.
Co do doboru roślin, to raczej rzadko wybieram nowości ogrodnicze. Górę biorą raczej moje upodobania oraz podejście praktyczne, tj. głównie wytrzymałość na suszę 🙂 . Nie ma ideałów, więc zdarza się nam zapominać o podlaniu roślin. Sprawdzone pod tym względem są pelargonie. Staram się je komponować z innymi kwiatami. Od lat jestem też wierna kolorystyce pastelowej, odcienie różu, fioletu, niebieskiego mieszam z bielą.
To, że rzadko kieruję się w swoich wyborach wymaganiami roślin ma swoje konsekwencje – wyglądają pięknie…do czasu. Część nie dożywa niestety jesieni 🙁 .
Do większych skrzyń wybrałam tradycyjnie powojnik i winobluszcz. Tym razem zaszalałam i kupiłam sobie dwa clematisy (powojniki) odmian Tango i Elf. Elf już kwitnie!
Do dużej skrzyni tradycyjnie partenocissus, tym razem tricuspidata, po ludzku winobluszcz trójklapowy. Mój ulubiony i najpiękniejszy. Już kiedyś go miałam na balkonie a i na działce wspaniale obrastał jedną ze ścian domu. Niestety obrastał i już nie obrasta, bo zima i tam poczyniła wielkie spustoszenie. Bardzo lubię jego dachówkowaty układ liści i ich połysk. W ogóle to wszystko w nim lubię, więc nie będę się dalej rozwodzić, bo jestem nieobiektywna. Na razie malutki, ale już za kilka miesięcy będzie piękny.
Zawsze latem na balkonie znajdują też swoje miejsce zioła: bazylia, mięta, tymianek oraz mój ulubieniec w tym gronie rozmaryn. W tym sezonie posadziliśmy też poziomki.
Na dobry początek tyle. Zawsze jeszcze w trakcie sezonu dosadzam kolejne rośliny, często byliny, które najczęściej kontynuują żywot na działce, po przesadzeniu ich jesienią. Nie wszystkie te operacje kończą się sukcesem, ale nie poddaję się i próbuję dalej. Jakoś nie mam serca ich po prostu wyrzucić.
Tak balkon wyglądał po sadzeniu:
A tak po miesiącu:
Kącik wypoczynkowy nawet na najmniejszym balkonie polecam wszystkim. Ja siedzisko mam na skrzyni, w której przechowuję narzędzia i doniczki, położyłam poduchy i już. Mały stolik, na którym jest miejsce do odstawienia kieliszka lub…kieliszka. Jednym słowem…relaks.
Dzięki Justynie mam też swój własny KOSMOS!
Pierwsza poranna kawa na nowym starym balkonie…bezcenne.
Sezon co prawda już w pełni, ale jeszcze wciąż nie jest za późno, żeby zagospodarować Wasze balkony. Może moje doświadczenia Was zainspirują. Miłej zabawy! A po pracy relaksu…
Ewa
Witajcie! Blog bardzo mi się podoba, trzymajcie tak dalej! Czekam na więcej wpisów z niecierpliwością 🙂
Bardzo się cieszę, super pomysł. Czekam na kolejne wpisy.
Witaj,
gratuluję rocznicy,ja niestety dopiero teraz trafiłam na Twojego Bloga i teraz czeka mnie nadrabianie zaległości. Ujęło mnie zdanie…”miejsce do odstawienia kieliszka lub…kieliszka” ;))) też uwielbiam taki relaks